Dream Theater haben am 1.April 2006 in ihrer Heimat New York den letzten Auftritt der Welttournee zu ihrem 20.Geburtstag mitgeschnitten und präsentieren den 6000 Zuschauern in der gigantisch großen (und typisch amerikanisch: bestuhlten) Radio City Music Hall nie zuvor da Gewesenes in Sachen Performance und Setlist. 2 Stunden und 44 Minuten
7.1K views, 164 likes, 58 loves, 15 comments, 6 shares, Facebook Watch Videos from Dream Jump: Kilka lat temu kiedy w Polsce lało i wiało chłodem pewnego listopada byliśmy na najwyższym hotelu w
Get notified of exciting GRAMMY Award news and upcoming events! Be the first to find out about GRAMMY nominees, winners, important news, and events. Read more about Dream Theater GRAMMY History and other GRAMMY-winning and GRAMMY-nominated artists on GRAMMY.com.
May 28, 2021. Dream Theater’s second release in the highly anticipated ‘Lost Not Forgotten Archives’ series, is a collection of select board mixes taken during the band’s ‘A Dramatic Tour of Events’ in 2011 and 2012. This release features a curated selection of some of the most outstanding performances from that tour, compiled into
Newsy Metallica pokryła się złotem w Polsce! Newsy Widzę - czyli premiera singla Sosnowskiego Newsy Peter Gabriel: Oświadczenie o konkursie AI Newsy Riverside zapowiada polską trasę koncertową!
For a full and thorough 20th anniversary reassessment of Metropolis Pt 2: Scenes From A Memory we must travel back further still and examine the mess that Dream Theater had landed in via their previous studio record, 1997’s Falling Into Infinity. By that point, including a short time known as Majesty, the US-Canadian band had been together
BGtd. Fot. Dariusz Ptaszyński / „The Astonishing” - taki tytuł będzie nosił 13. studyjny album Dream Theater. Podczas zaplanowanych na luty i marzec 2016 roku koncertów grupa zagra nowy materiał w całości - zobacz, gdzie i kiedy będzie można go usłyszeć. Europejska trasa koncertowa Dream Theater rozpocznie się 18 lutego 2016 roku w Londynie - zespół wystąpi w teatrze rozrywkowym Palladium. Następnie legendy metalu progresywnego odwiedzą Holandię, Norwegię, Szwecję, Francję oraz każdym z wymienionych krajów grupa zagra w najlepszych teatrach i salach koncertowych Europy, cechujących się szczególnym klimatem - cała trasa określana jest przez sam zespół mianem doniosłej i posiadającej wielką wagę. Jak dotąd zaplanowano siedem występów - oto, gdzie będzie można na żywo usłyszeć materiał z nowego albumu „The Astonishing”: 18 lutego 2016 - Londyn, Palladium 22 lutego 2016 - Amsterdam, Royal Theater Carre 28 lutego 2016 - Oslo, Konserthus 2 marca 2016 - Sztokholm, Cirkus 5 marca 2016 - Paryż, Palais Des Congres 6 marca 2016 - Paryż, Palais Des Congres 18 marca 2016 - Mediolan, Teatro degli Arcimboldi Chociaż muzycy Dream Theater zdradzili już, jaki tytuł będzie nosić ich najnowsze wydawnictwo, nadal nie znamy konkretnej daty premiery - wiemy, że ma to nastąpić „na początku 2016 roku”. Zespół jest bardzo tajemniczy, jeśli chodzi o ujawnianie informacji na temat swoich planów - w październiku 2015 dał na swojej stronie internetowej wybór zapisania się do jednej z dwóch grup mailingowych: Fot. foto: Zespół Dream Theater rozpoczął prace nad następcą wydanego w 2013 roku albumu „Dream Theater” (za który grupa otrzymała nominację do prestiżowej nagrody Grammy) w styczniu 2015 roku. Gitarzysta John Petrucci na temat nowej płyty wypowiedział się następująco: Nowy album będzie dalszym rozwojem twórczej tożsamości zespołu. Za każdym razem gdy wchodzimy do studia staramy się zrobić coś lepszego niż poprzednio. Każdy w zespole ma takie nastawienie, że kochamy robić to, co robimy, jesteśmy szczęściarzami, że jesteśmy w stanie to robić i czujemy, że najlepsze jest jeszcze przed nami. Po części to właśnie dlatego nasz ostatni album miał taki sam tytuł, jak nazwa zespołu - oznaczał dla nas nowy początek i wiarę, że nasza grupa ma przyszłość. Gitarzysta przyznał też, że uwielbia proces twórczy towarzyszący pisaniu utworów - porównał go do malowania obrazu: Projekt nowego albumu jest jak świeże i inspirujące czarne płótno. Kocham to, że co kilka lat mamy możliwość wymyślania, próbowania czegoś nowego i zaczynania od zera. Musimy mieć jednak w pamięci przeszłość zespołu i zastanowić się, co już zrobiliśmy, co jeszcze czeka na odkrycie i co nie zainteresuje i będzie ekscytować nie tylko nas, ale także naszych fanów. Musimy dać naszym fanom coś naprawdę dobrego - nie możemy się lenić i osiadać na laurach. W 2015 roku Dream Theater zagrał w naszym kraju dwukrotnie - na Metal Hammer Festival oraz na 21. Przystanku Woodstock. Przed pierwszym z tych występów wokalista James LaBrie powiedział, że uwielbia tu grać, ponieważ polscy fani są „niesamowici”. Mamy nadzieję, że ze względu na to w ramach nadchodzącej trasy koncertowej zespół zawita także do Polski. Chcielibyście usłyszeć nowy album Dream Theater w całości na żywo?
Na muzycznej mapie zdominowanej przez muzykę pop i nieustanne dążenie do manipulacji muzycznymi trendami PORCUPINE TREE jest zjawiskiem niezwykłym. Jego członkowie nie uznają żadnych ograniczeń w swojej pasji do eksperymentowania i niezmordowanie dążą do osiągnięcia niepowtarzalnego połączenia słów i muzyki, które ponad dwadzieścia lat temu znane było jako "rock progresywny". Nie oznacza to wcale, że muzycy Porcupine Tree stali się wiernymi naśladowcami zespołów grających w latach 60. i 70. Korzystając z najnowszych osiągnięć techniki próbują jedynie odtworzyć niepokornego ducha i nastrój przepełniające muzykę tamtego Porcupine Tree to połączenie multiinstrumentalnego space rocka, muzyki elektronicznej, jazzu, elementów popu, psychodelii, rave'u i ambientu. To muzyka wysoce oryginalna, pełna głębi i pobudzająca mógłby przypuszczać, że Porcupine Tree przejdzie aż tak daleką drogę od 1985 roku, kiedy to rozpoczęła działalność pod kierunkiem swego jedynego członka, multiinstrumentalisty Stevena Wilsona (wcześniej w formacjach Karma i Pride Of Passion). Rezultatem jego muzycznych poszukiwań i wielu godzin spędzonych w studiu nagraniowym była kaseta zatytułowana "Tarquin's Seaweed Farm" wydana wraz z książeczką zawierającą fikcyjną historię grupy Porcupine Tree. Kaseta spotkała się z ciepłym przyjęciem prasy undergroundowej, a zainteresowanie działalnością zespołu, otoczonego mgiełką tajemnicy, wzrosło jeszcze bardziej w 1990 i 1991 roku, gdy na rynku ukazały się kolejne kasety: "Love, Death And Mussolini" i "The Nostalgia Factory". Materiał zadziwił wysokim poziomem wykonania i produkcji. Pragnąc zaistnieć na rynku grupa szukała wytwórni gotowej podpisać z nią kontrakt i wydawać rezultaty muzycznych poszukiwań już na płytach kompaktowych. Gotowość do współpracy wykazała firma Delerium Records, z którą nawiązała trwającą kilka lat współpracę. Nakładem tej firmy w maju 1992 roku ukazał się debiutancki album formacji "ON THE SUNDAY OF LIFE", przyjęty bardzo ciepło zarówno przez krytyków, jak i publiczność. Jeden z utworów z bardzo długiego wydawnictwa (prawie 80 min!) - "Radioactive Toy" stał się wizytówką zespołu i do dziś jest wykonywany na koncertach. Jeszcze w tym samym roku Porcupine Tree zaproponował swoim sympatykom singla "Voyage 34", który zawierał zaledwie jeden utwór, za to trwający... 30 min i 4 sek. Uznany za drugi pod względem długości singel w historii (za "Blue Room" The Orb) zajął szóste miejsce w plebiscycie na najlepszy singel roku zorganizowany przez emitowany przez Channel Four program "Beat Box". W styczniu 1993 roku Steven Wilson zakończył nagrywanie kolejnego albumu swojej grupy, "UP THE DOWNSTAIR". Tym razem w studiu towarzyszyli mu zaproszeni goście: Suzanne Barbieri, Richard Barbieri (eks-Japan, Rain Tree Crow) i Colin Edwin. Dwaj ostatni mieli wkrótce stać się stałymi członkami formacji. "Up The Downstair" wydany w czerwcu 1993 roku został uznany przez magazyn "Melody Maker" za "psychodeliczne arcydzieło, jeden z najlepszych albumów roku".4 grudnia 1993 roku Porcupine Tree w składzie: Steven Wilson (gitara, instr. klawiszowe, śpiew), Richard Barbieri (instr. klawiszowe i elektroniczne), Colin Edwin (bas) i nowa twarz - Chris Maitland (perkusja i instr. perkusyjne) zagrali swój pierwszy koncert w High Wycombe, a dwa dni później - również po raz pierwszy - zagrali na żywo w radiowym programie Marka Radcliffe'a. Równocześnie Delerium Records wznowiła singla "Voyage 34", tym razem zamieszczając jednak na nim dwa nowe remiksy utworu, utrzymane w konwencji ambientowej. Mimo praktycznie zerowej promocji singel utrzymywał się przez cztery tygodnie na niezależnej liście przebojów. Wkrótce na rynku pojawił się - w ograniczonym nakładzie - kompaktowy album "YELLOW HEDGEROW DREAMSCAPE", zawierający niepublikowane wcześniej nagrania z debiutanckich kaset zespołu. Bezpośrednim rezultatem wzrastającej popularności grupy było też wydanie (wyłącznie w Holandii) mini-longplaya "STAIRCASE INFINITIES", na którym zamieszczono pięć kompozycji nagranych w czasie sesji do "Up The Downstair" (wersja kompaktowa wydawnictwa ukazała się rok później). Od tamtej pory muzycy Porcupine Tree sporo koncertowali w Europie i Wielkiej Brytanii, wszędzie spotykając się z gorącym przyjęciem coraz liczniejszego grona wiernych fanów. Wydany w listopadzie 1994 roku kompaktowy singel "Moonloop" trafił do Top 10 niezależnej listy przebojów tygodnika "Melody Maker" i rozbudził apetyty oczekujących na kolejne studyjne dzieło grupy. Ku ich wielkiej radości trafiło ono do sklepów w styczniu 1995 roku i nosiło tytuł "THE SKY MOVES SIDEWAYS". Album dotarł do pierwszej dziesiątki zestawień płyt niezależnych, a muzycy ponownie pojawili się w programie Marka Radcliffe'a rejestrując trzy kompozycje wykonane na żywo w studiu. Płyta ukazała się też w Stanach Zjednoczonych. W wersji na rynek amerykański w miejsce "Prepare Yourself" pojawiła się "Stars Die" (z singla "Moonloop"). Okres od lutego do czerwca 1995 roku grupa spędziła w trasie, koncertując w Wielkiej Brytanii i Holandii. W międzyczasie Steven Wilson uczestniczył w charakterze gościa w sesjach nagraniowych Deana Cartera oraz Micka Karna, Stevena Jansena i Richarda Barbieri. Jesienią 1995 roku Porcupine Tree wystąpił wraz z Ozric Tentacles we Włoszech i Grecji. Później przystąpił do pracy nad kolejną płytą. Jej pierwsza odsłona pojawiła się w sprzedaży w kwietniu 1996 roku. Singel "Waiting", bo o nim mowa, kwartet promował podczas kwietniowo-majowej brytyjskiej trasy, w trakcie której podczas kilku koncertów towarzyszył zespołom Gong i Marillion. W czerwcu muzycy przebywali w Stanach Zjednoczonych. 30 września ukazał się ich kolejny, znakomity album zatytułowany "SIGNIFY". Promowany podczas jesiennego brytyjskiego tournée, spotkał się z bardzo ciepłym przyjęciem ze strony fanów i dziennikarzy muzycznych. Z jeszcze większym oddźwiękiem przyjęto płytę we Włoszech. Nic dziwnego, że właśnie Rzym zespół wybrał na miejsce rejestracji pierwszego w swej karierze albumu koncertowego (nagrania, których dokonano podczas trzech występów w marcu 1997 r., ujrzały światło dzienne jesienią tego samego roku).Wiosną 1997 grupa wystąpiła we Włoszech jeszcze kilka razy, pojawiła się jako gość specjalny popularnego telewizyjnego programu muzycznego "Help!", a także obok Sinead O'Connor została zaproszona jako gwiazda na... San Remo Rock Festival. W międzyczasie na rynku pojawiły się trzy kolejne wydawnictwa związane z Porcupine Tree - niestety niedostępne dla szerszego kręgu odbiorców. Na płycie analogowej "SPIRAL CIRCUS" znalazł się zapis fragmentów najwcześniejszych sesji radiowych i koncertów formacji. Z kolei na wydanym również wyłącznie w wersji analogowej albumie " (Incredible Expanding Mindfuck) można było usłyszeć alter ego Stevena Wilsona - muzykę zrealizowaną wyłącznie przez niego, a nawiązującą do twórczości czołowych przedstawicieli krautrocka lat 70. Oba longplaye ukazały się w limitowanym do 500 szt. nakładzie. Jeszcze mniejsza liczba pojawiła się na rynku kasety "INSIGNIFICANCE", zawierającej w przeważającej części bardzo interesujące wersje demo i tzw. "odrzuty" z płyty "Signify".W dniach 1, 2 i r. grupa po raz pierwszy wystąpiła w Polsce, gdzie została owacyjnie przyjęta na trzech koncertach w Krakowie, Bydgoszczy i równocześnie z przyjazdem grupy do Polski w sprzedaży ukazała się jej kolejna płyta - koncertowy album "COMA DIVINE - LIVE IN ROME". W tym samym dniu, na rynku pojawiły się także nowe, zremasterowane wersje albumów "On The Sunday Of Life", "Up The Downstair" i "The Sky Moves Sideways" (dwa pierwsze w nowych okładkach).Rosnąca popularność zespołu wpłynęła na decyzję jego członków co do zmiany "barw klubowych". Firma Delerium przejęła rolę menedżmentu grupy, natomiast nowy kontrakt płytowy podpisany został ze Snapper Records, wydającą płyty pokrewnej stylistycznie formacji Ozric Tentacles i posiadającą niezłe możliwości dystrybucyjne, zwłaszcza w Stanach 1998 zespół poświęcił na przygotowanie nowego albumu studyjnego. Początkowe plany nagrania go w Polsce spełzły ostatecznie na niczym (zbyt wysokie koszty!). Nową muzykę "Drzewo jeżozwierza" zarejestrowało w Steven Wilson - tym razem ukrywający się pod szyldem Bass Communion - pracował równolegle nad kolejnym solowym projektem, który trafił do sprzedaży 27 kwietnia, a zatytułowany został po prostu "BASS COMMUNION". Zawierał ponad godzinę eksperymentalnej, instrumentalnej muzyki, utrzymanej w stylu zainteresowanie materiałem zawartym na albumie " spowodowało, iż firma Delerium Records zdecydowała się na jego kompaktową reedycję (ukazała się 3/11/1998), która została uzupełniona o jedno nagranie, nieobecne na wersji winylowej (w następnych latach ukazały się dwie kolejne płyty sygnowane tym pseudonimem: "IEM HAVE COME FOR YOUR CHILDREN" i "ARCADIA SON").Z kolei 16 listopada 2008 (znów w nakładzie 500 egz. i na płytach o średnicy 25 cm!) ukazał się podwójny album analogowy "METANOIA - IMPROVISATIONS 1995/96". Wydany z myślą o najwierniejszych sympatykach zespołu, zawiera interesujące improwizacje zarejestrowane w studiu w czasie sesji do "Signify" . Nie da się jednak ukryć, że wszystkie przedsięwzięcia i wydawnictwa płytowe z obozu PT, które trafiły na rynek w 1998 roku, traktowane były przez odbiorców jako przystawka przed daniem głównym - nowym studyjnym albumem zapowiadanym na marzec 1999 rozpoczął się bardzo atrakcyjnie dla polskich sympatyków zespołu. Na początku lutego w rezultacie umowy podpisanej pomiędzy Delerium Records, a Wydawnictwem "Rock-Serwis" i dzięki sympatii muzyków do naszego kraju, w sprzedaży (wyłącznie w Polsce!) pojawiła się kaseta "STARS DIE - RARE AND UNRELEASED", z utworami niepublikowanymi na dużych płytach, a znanymi wcześniej wąskiej grupie słuchaczy z singli formacji i kasety "Insignificance". Poziom artystyczny nagrań zawartych na "Stars Die" dowodzi jak znakomitym zespołem jest Porcupine Tree. 22 marca 1999 ukazało się nowe studyjne dzieło kwartetu - "STUPID DREAM". Dwanaście kompozycji, składających się na 60 minut fascynującej muzyki, przysporzyło mu nowych sympatyków, do czego przyczyniły się sukcesy na listach bestsellerów... singlowych. Zmiana wydawcy na Snapper Records, a co za tym idzie większe możliwości promocyjne zaowocowały wydaniem trzech singli z albumu "Stupid Dream" - "Piano Lessons", "Stranger By The Minute" i "Pure Narcotic". Do pierwszego z nich nakręcono nawet teledysk w reżyserii Mike'a wiosną 1999 na rynku pojawiło się także drugie solowe wydawnictwo Bass Communion, zatytułowane podobnie jak pierwsze..."BASS COMMUNION". Pierwszy nakład albumu wzbogacono o drugą płytę, na której w jednej z kompozycji pojawił się gościnnie Robert Fripp. W dniach grupa ponownie wystąpiła w Polsce (Warszawa, Kraków, Lublin i Bydgoszcz), znów wzbudzając entuzjazm wśród uczestników koncertów. Steven Wilson zapowiadał wtedy wydanie wiosną 2000 kolejnego studyjnego albumu PT. Słowa dotrzymał! Na 22 maja 2000 zapowiedziano premierę płyty "LIGHTBULB SUN", którą - 25 kwietnia - poprzedziło wydanie trzech wersji singla "Four Chords That Made A Million". Tempo pracy i inwencja twórcza Wilsona budzą zdumienie i najwyższy szacunek. Tym bardziej, że najnowsze wydawnictwo Jeżozwierzy znów niezwykle mile zaskoczyło i zyskało wiele bardzo pochlebnych opinii. Jeszcze przed wakacjami 2000 roku na rynku pojawił się drugi singel ze wspomnianego albumu, znakomity "Shesmovedon", który przez wiele tygodni gościł na Liście Przebojów Programu III Polskiego początku października zespół ponownie pojawił się w... Polsce, tym razem jako gość Dream Theater na ich trasie europejskiej promującej album "Metropolis Part II". Choć zagrał stosunkowo krótko, bo zaledwie 40 min na każdym z koncertów, wystarczyło to by zdobyć nowych fanów (wśród wymagających sympatyków DT). Równocześnie zapowiedział przyjazd na własne koncerty wiosną 2001 roku. Trzeba dodać, że 27 marca 2000 firma Delerium zdecydowała się wznowić w wersji kompaktowej wszystkie cztery "fazy" "VOYAGE 34" - jednego z najbardziej kultowych i "niezdobywalnych" nagrań Porcupine Tree. Wiosna 2001 stała pod znakiem koncertów Porcupine Tree. Zaczęli już w lutym w Wielkiej Brytanii, w marcu odwiedzili Holandię i Belgię, a w kwietniu Grecję, Włochy i - co najważniejsze - Polskę. Wystąpili u nas aż na czterech koncertach, w Poznaniu, Warszawie, Łodzi i związku z trasą koncertową zespół przygotował specjalne limitowane wydanie ostatniej płyty "Lightbulb Sun" (znalazł się tu bonusowy krążek stanowiący wprowadzenie do twórczości Porcupine Tree - trzy dodatkowe nagrania oraz część multimedialna z teledyskiem do utworu "Piano Lessons" i informacjami o zespole), a także przekrojowy album z nagraniami pochodzącymi z czasów, kiedy zespół związany był ze swoją pierwszą wytwórnią Delerium Records. Materiał, wydany na dwóch płytach CD pomieszczonych w eleganckim pudełku i uzupełnionych o wielostronicową książeczkę z biografią zespołu, nosi tytuł "STARS DIE - THE DELERIUM YEARS 1992-1996".W 2002 roku doszło do kilku bardzo ważnych wydarzeń w historii zespołu. Na początku roku podpisała ona kontrakt z firmą Lava/Atlantic, a więc po ponad 10 latach działalności trafiła pod skrzydła jednej z pięciu największych firm fonograficznych na świecie. Wiosną, tuż przed rozpoczęciem sesji do nowego studyjnego albumu, nastąpiła zmiana na stanowisku perkusisty. Miejsce Chrisa Maitlanda zajął Gavin Harrison. Równocześnie na rynku ukazała się kompilacyjna płyta "RECORDINGS", na której znalazły się nagrania z singli wydanych w latach 2002 na rynku amerykańskim miało swoją premierę kolejne wspaniałe, studyjne dzieło Jeżozwierzy, zatytułowane "IN ABSENTIA", które swoją europejską premierę miało 13 stycznia 2003. W marcu zespół wyruszył na europejskie tournee, które znów zahaczyło o etap podboju świata nastąpił w 2005 roku, kiedy to ukazał się album "DEADWING", promowany singlem "Lazarus", bardzo popularnym także w kwietnia 2007 w sprzedaży pojawił się "FEAR OF A BLANK PLANET", który natychmiast zebrał wiele entuzjastycznych opinii. W czasie sesji nagraniowych w studiu w charakterze gości pojawili się Alex Lifeson z Rush i Robert Fripp. Dziennikarz prestizowego brytyjskiego miesięcznika "Classic Rock" pisał: "Ukazała się płyta, którą obowiązkowo trzeba zakupić. Oto dokonała się ostateczna przemiana muzyków rockowych z Porcupine Tree w gwiazdy".W kwietniu zespół wyruszył na duże światowe tournee podczas którego promował swoją nową muzykę, choć oczywiście w programie koncertów nie zabrakło też "jeżozwierzowej" klasyki. Trasa, tradycyjnie, obejmowała też Polskę gdzie zespół pojawił się trzykrotnie - 6 lipca w Klubie "Stodoła" w Warszawie, 7 lipca w Hali Wisły w Krakowie i 28 listopada w Hali Arena w na początku 2009 Steven Wilson wydał swój pierwszy solowy album - "Insurgentes", dalsza działalność zespołu stanęła pod znakiem zapytania. I rzeczywiście, w 2010 po wydaniu albumu "The Incident" (i trasie koncertowej, która objęła Wrocław), Wilson zapowiedział zawieszenie aktywności grupy. W tym samym roku, w lipcu w Łodzi, formacja zagrała ostatni jak się wówczas wydawało koncert w naszym trakcie solowej, pełnej sukcesów działalności Wilsona, niemal w każdym wywiadzie pytany był o możliwość powrotu Porcupine Tree na scenę. Zwykle ignorował tego typu "zaczepki", ale mniej więcej przed rokiem zdarzyło mu się rzucić mimochodem - "niewykluczone, że Porcupine Tree powróci w najmniej spodziewanym momencie"Ten MOMENT nastąpił właśnie teraz - będzie nowy album, duża trasa koncertowa i Polska na tej trasie. Nie mogło być inaczej. Wszak w naszym kraju zespół ma duże i wierne grono fanów od samego początku działalności!To będzie magiczny wieczór podczas którego Porcupine Tree przedstawią to co stworzyli najlepszego. Koncert będzie trwał prawie 3h i będzie podzielony na dwie oficjalna: Dyskografia: albumy studyjne:"On The Sunday Of Life" (05/1992)"Up The Downstair" (7/06/1993)"The Sky Moves Sideways" (30/01/1995) "Signify" (30/09/1996)"Stupid Dream" (22/03/1999)"Lighbulb Sun" (22/05/2000)"In Absentia" (13/01/2003)"Deadwing" (21/03/2005)"Fear Of A Blank Planet" (16/04/2007)"The Incident" (14/09/2009)"tbc" (2021)kompilacje, albumy koncertowe, rzadkie nagrania:"Coma Divine - Live In Rome" (29/09/1997)"Metanoia - Improvisations 1995/1996" (12/1998)"Voyage 34 - The Complete Trip" (reedycja) (27/03/2000)"Recordings" (05/2001)"Stars Die - The Delerium Years 1992-1996" (2CD) (03/2002)"Warszawa" (02/2004)
Dream Theater Zastosuj filtry Dbamy o Twoją prywatność Nasz Sklep wraz z Zaufanymi Partnerami przetwarza Twoje dane osobowe zbierane w Internecie np. IP Twojego urządzenia oraz informacje zapisywane za pomocą technologii służących do ich śledzenia i przechowywania, takich jak pliki cookies, sygnalizatory www lub innych podobnych technologii. Pliki cookies wykorzystywane są w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności, a także w celach analitycznych, marketingowych, oraz aby dostosować treści do Twoich preferencji i zainteresowań w tym także do wyświetlania spersonalizowanych treści (reklamowych) oraz do poprawnego działania strony internetowej. Warunki przechowywania lub dostępu do cookie możesz określić w Twojej przeglądarce. Klikając „ZGADZAM SIĘ, CHCĘ PRZEJŚĆ DO STRONY” wyrażasz zgodę na stosowanie ciasteczek zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki oraz na dostosowanie treści na stronie naszego Sklepu do Twoich preferencji, a także w celach statystycznych i marketingowych, w tym do wyświetlania spersonalizowanych treści (reklamowych). Zgodę możesz wycofać w dowolnym momencie poprzez usunięcie plików cookies z przeglądarki z danego urządzenia końcowego. Jeżeli klikniesz „NIE WYRAŻAM ZGODY” - nie będzie możliwe wejście na stronę Sklepu. NIE WYRAŻAM ZGODY ZGADZAM SIĘ, CHCĘ PRZEJŚĆ DO STRONY
Trudno wyobrazić sobie dzisiejszy metal progresywny bez wkładu, powstałej przy prestiżowym Berklee College of Music w Bostonie, grupy Majesty (nazwę później zmieniono na Dream Theater). Zespół powstał w 1985 roku, gdy John Petrucci, John Myung i chwilę później Mike Portnoy, spotkali się w pomieszczeniach akademickich grając progresywną mieszankę hard rocka i heavy metalu. Decyzja o poświęceniu wszystkich innych zajęć na rzecz zespołu przyszła szybko, jednak na właściwy początek działalności grupy w takiej postaci, w jakiej znana jest dziś trzeba było czekać 6 długich lat. W 1991 roku, po latach poszukiwań odpowiedniego wokalisty i rozczarowaniu niskim zainteresowaniem fonograficznym debiutem, muzycy poznali Kevina Jamesa LaBrie, który idealnie spełnił ich wyobrażenie frontmena. Rok później zespół, z nowymi utworami i 7-płytowym kontraktem, był już gotowy do wydania albumu, który wyrwałby ich z nieznośnego impasu. Images and Words (1992) okazał się zdecydowanie czymś więcej. Płyta osiągnęła w USA status złotej (ponad 500 tys. sprzedanych egzemplarzy), w Japonii platynowej; singiel Pull Me Under dotarł do 10. miejsca rankingu Billboard; a grupa udała się w długą trasę koncertową obejmującą Stany Zjednoczone i kraj kwitnącej wiśni.
Po dziś dzień uważam, że Dream Theater to najlepszy technicznie zespół świata. A nawet i w całej historii rocka. Nie kojarzę innej grupy, w której każdy z muzyków (no może poza wokalistą) byłby wirtuozem. I to takim z absolutnego top 5. A jestem w stanie się upierać, że każdy z instrumentalistów Dream Theater należy właśnie do czołówki najlepszych perkusistów, basistów, pianistów i gitarzystów. John Petrucci to obok Jimiego Hendrixa i Steve’a Vaia najlepszy (moim zdaniem) gitarzysta wszech czasów. Tyleż samo zachwycający techniką, umiejętnością kompozycji skomplikowanych konstrukcji, co uwodzący pięknymi i nierzadko prostymi melodiami. W przypadku zespołu składającego się z wirtuozów pojawia się jednak obawa o to, czy ich muzyka jest czymś więcej niż hermetycznymi układankami skomplikowanych puzzli. Czy są to popisówki, czy może jednak jest w tym wszystkim dusza? W końcu progresywny metal siłą rzeczy zasłynął, w dużej mierze dzięki Dream Theater właśnie, jako gatunek muzycznych kolosów dla freaków, którzy mają czas i chęci spędzać długie godziny na analizie i wsłuchiwaniu się w czasem trwające ponad kilkanaście minut kompozycje. Z licznymi zmianami tempa, motywami i następującymi po sobie fenomenalnymi technicznie drugim albumem, genialnym „Images and Words” Dream Theater udowodnili, że można stworzyć progresywny metal z duszą. Gdzie szczere emocje połączą się z techniczną wirtuozerią i imponującymi konstrukcjami muzycznymi. To był rok 1992. Od tamtego czasu zespół dość nieoczekiwanie stał się całkiem dobrze rozpoznawalny i szanowany na świecie. Co dziwi mnie (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), ze względu na hermetyczny i wymagający gatunek, który przyszło im grać. Na początku XXI wieku ich płyty debiutowały w pierwszej 30. notowania Billboard. Jednocześnie wtedy zespół zaczął powoli zjadać swój własny ogon. Trudno po 14 studyjnych albumach i odmianie muzycznych eksperymentów przez wszystkie przypadki pozostać świeżym i nie wpaść w pułapkę recyklingu czy nawet poprzedni album, dwupłytowy „The Astonishing”, trwał ponad 2 godziny. I choć w warstwie formalnej nie można było za bardzo do czego się przyczepić, to jednak wielu fanów zarzucało mu... nudę. Bo siłą rzeczy był zbyt rozwlekły, a poszczególne kawałki nie wnosiły zbyt wiele, poza kolejnymi imponującymi partiami riffów czy niesamowitych Theater wzięli sobie te uwagi do serca i ich najnowszy album, „Distance Over Time” jest już jednym z najkrótszych w ich karierze. Tym razem czeka na nas „zaledwie” 56 minut o wiele bardziej zwartej i klarownej metalowej jazdy. Choć zaczyna się ona dość spokojnie. Untethered Angel wita nas balladowymi dźwiękami gitary, w otoczeniu klimatycznego tła syntezatorów. Ale po chwili przekonujemy się, że to tylko wstęp do dynamicznego i ciężkiego kawałka o tym, by podążać za swoimi riffy gitary Petrucciego udanie łączą się tu z partnerującymi mu klawiszami magika Jordana Rudessa oraz kapitalnie zmiksowaną perkusją Mike’a Manginiego. W drugiej połowie muzycy raczą nas przyprawiającymi o zawrót głowy solówkami. Ale bez zbędnego przeciągania w czasie. Łącznie trwają niecałe 90 sekund. Ale tyle absolutnie wystarczy, by się nimi nasycić i tym chętniej do nich zaczyna się gitarowym riffem a la Tool, ale szybko przekształca się w klasycznie metalową petardę z ciekawą linią melodyczną wokalu Jamesa LaBrie oraz wyraźnym basem w tle. Te pierwsze dwa kawałki, względnie krótkie (jak na Dream Theater) są najlepszym dowodem na to, że grupa postawiła tym razem na czystą energię, dynamikę i ciężar, czyli to co tygryski lubujące się w szeroko rozumianym metalu lubią najbardziej. Nie są to muzyczne arcydzieła, ale grupa jest w takim punkcie, w którym nikt tego od nich nie późniejszy Room 137 oparty na przyjemnie bujającym rytmie i S2N, w którym gitara basowa i perkusja odgrywają role pierwszoplanowe, tylko potwierdzają chęć muzyków do zwrócenia się w stronę klasycznych metalowych wymiataczy. Wieńczący album Viper King brzmi prawie jak kawałek Deep Purple, przemielony przez metalową maszynkę. Kawałek pokazuje, że muzycy, być może po raz pierwszy od dawna, świetnie się bawili przy nagrywaniu swojego czternastego albumu. Skorzystajmy więc z okazji podziwiania ich kunsztu, który nawet w 4-minutowej kompozycji jest w stanie w pełni się ujawnić i spowodować szczękopad fana ciężkich przypadku Fall Into the Light już tak prosto nie będzie. Kawałek zaczyna się od kapitalnego riffu, który ma wypisane wpływy Black Sabbath po całości. Szybko jednak przechodzi w soniczne tornado gitar i perkusji, by jednak równie szybko zmienić swój nastrój o 180 stopni. W połowie Fall Into the Light przepoczwarza się w piękną balladę. Słychać w niej wpływy Metalliki z czasów Oriona. John Petrucci dostarcza nam jedną ze swoich najpiękniejszych solówek w ostatnich od dźwięków gitary klasycznej, płynnie przechodząc w stronę elektrycznego solo. W towarzystwie dostojnie brzmiącej perkusji brzmi ono po prostu wspaniale. Potem jednak tempo znowu przyspiesza i zaczyna się podróż do krainy magicznych i psychodelicznych dźwięków klawiszowca Jordana Rudessa. To jeden z najlepszych kawałków na „Distance Over Time”. Tuż obok Pale Blue Dot, który dostarcza nam feerię muzycznych barw, przygniatających riffów i klawiszowych pasaży. Nie da się w pełni ogarnąć tego kawałka przy pierwszym się z życiem po traumie At Wit’s End to już klasyczne „stare” Dream Theater. Kolosalna kompozycja, z licznymi zmianami tempa, mocnym refrenem i genialnymi jeszcze co nieco o wokaliście. Jamesa LaBrie od zawsze uważam za najsłabsze ogniwo Dream Theater. Nie jest to zły wokalista, nie wyobrażam sobie bez niego tej kapeli. Ale na tle genialnych kolegów wypada po prostu wyraźnie gorzej. Na „Distance Over Time” na szczęście brzmi świetnie, a w ostatnich latach w jego przypadku nie było to takie oczywiste. Jego wokal jest mocny, wyraźnie zaznaczony w tym całym gąszczu instrumentalnych labiryntów. Wątpię, by Dream Theater nagrali jeszcze w swojej karierze przełomowe arcydzieło. Mają na koncie tyle albumów i utworów, że chcąc nie chcąc ich nowe dokonania wypadają nieco wtórnie. Pośród całej dyskografii DT „Distance Over Time” umieściłbym gdzieś w okolicach środka. Jednak w szerszej kategorii, albumów rockowych/metalowych to nadal ekstraklasa. Panowie prezentują poziom kompozycji i wirtuozerii niedostępny dla większości innych jesteście fanami Dream Theater, nie spodziewajcie się rewolucji. Tym niemniej nie powinniście się rozczarować. Jeśli nigdy wcześniej nie mieliście do czynienia z DT, polecam zacząć od albumu „Octavarium”, najbardziej przystępnego w ich karierze. I potem może sięgnąć po „Images and Words” oraz „Distance Over Time” właśnie. Koniec końców, nie znam innego zespołu, który dostarczy wam równie niesamowitych instrumentalnych popisów.
koncertowali w europie z dream theater