Kabaret Ani Mru Mru - Tofik. Anfinuo. 5:30. Kabaret Ani Mru Mru - Otwarcie hipermarketu (10-lecie AMM) Christo phoros. 50:00. Kabaret Ani Mru-Mru - Urodzinowy strzał Kabaret Ani Mru Mru, Kabaret Moralnego Niepokoju, Kabaret Mumio, Kabaret Neo - Nówka, Marcin Daniec, Cezary Pazura, Mann i Materna, Monty Python, Jeff Dunham, Skecze poniedziałek, 5 maja 2008 Kabaret Ani mru mru - Hipermarket MyMRU is Mount Royal's online registration system and one-stop information site for students. Once you have set up your MyMRU account, you will be able to: register for courses. check your course schedule. access your personal student profile, pay your fees, check your final grades. and much more. You will be able access MyMRU once your Tuition Mmm biorę na koncerty ją i ciężki szok. Życia którego nie widać za zasłoną rąk. Większy kabaret, niż to ani mru mru ja zawijam stąd. [Zwrotka] Pale moje jointy i wjeżdżam w nią Wiecie, że Michał z kabaretu Ani Mru Mru, słynny „Tofik” jest miłośnikiem motocykli i Charlie Chaplin’a Wiecie, że Michał z kabaretu - Aerograf Piotr Parczewski Stream Ani mru mru by Nikolaj Wujek Matjasik on desktop and mobile. Play over 320 million tracks for free on SoundCloud. w5tnem. JAK PRZETRWAĆ W BRANŻY?Gdybyśmy byli początkującym kabaretem, to gdyby któryś z nas zapomniał skeczu, dwóch pozostałych zrobiłoby wszystko, żeby go uratować. A my, po piętnastu latach grania na scenie, gdy widzimy kolegę, jak stoi – umownie – nad takim wielkim dołem z szambem, to nas tak to bawi, że po prostu trzeba podejść i go tam pchnąć. Zrobimy wszystko, żeby go już piętnaście lat. Przyjemność z grania jest wciąż taka sama?MARCIN: Frajda jest taka sama, a nawet większa. Całe to kabaretowanie wzięło się z tej frajdy. Kabaret powstał nie dlatego, że chcieliśmy zarabiać pieniądze, być sławni, tylko dlatego, że sprawiało nam przyjemność rozbawianie ludzi. Dopóki ta frajda jest, a cały czas jest i raczej nie zniknie, to robimy to, co robimy. A jak zniknie frajda, to zniknie i kabaret. Nie wyobrażam sobie, że siedzę w jakimś mieście przed występem i myślę sobie: „Motyla noga, zaraz znowu muszę wyjść na scenę”. Wtedy nie będzie sensu tego robić. W kabarecie jest taka potężna reakcja zwrotna – nam sprawia przyjemność, że możemy sprawić przyjemność leżałem w szpitalu, miałem operowane kolano i rozmawiałem z lekarzami na różne tematy. I pewien lekarz, bardzo znany zresztą, powiedział mi fajną rzecz. Zazdrości mi jednego – że ja pracuję z uśmiechniętymi ludźmi. Bo on ma zupełnie inaczej. Jak do niego przychodzą pacjenci, to najczęściej z tragediami. A my w pracy codziennie widzimy trzysta, pięćset czy tysiąc uśmiechniętych twarzy. I to nam daje energię. Nawet jak człowiek jest zmęczony, bo przejechał właśnie siedemset kilometrów i wychodzi na scenę, to już po dwóch minutach nie pamięta o tym To jest też fajna robota z tego względu, że recenzję swojej pracy masz już po minucie. Pierwszy strzał, pierwszy gag i już wszystko wiadomo. Kiedyś rozmawiałem z kolegą, który jest filharmonikiem. Powiedział, że nam to dobrze, bo od razy wiemy, czy to, co robimy, się podoba. On gra godzinę, dwie i dopiero na koniec się dowiaduje, czy dał radę. Poznaje po Filharmonia to w ogóle specyficzne miejsce pracy. Ktoś tam w orkiestrze symfonicznej gra przez godzinę na fagocie i nie wierzę, że są ludzie, którzy wychodząc z filharmonii, mówią, że koncert był zajebisty, ale ten na fagocie coś nie pojawiają się momenty zniechęcenia, zmęczenia?MARCIN: Czasem pojawia się znużenie. Jak mamy już bardzo ograny program i nie można w nim wprowadzić wielu zmian, i gramy go po raz kolejny, kolejny i kolejny. I mimo że jest fajnie odbierany, publiczność dobrze reaguje, to po roku, półtora pojawia się znużenie tymi numerami. Ale to jest mobilizujące; taka zachęta do tego, żeby robić nowe rzeczy. Myślimy: „Już nie chcę grać tego skeczu, zagrałbym coś nowego”. Czasem jedziemy na imprezę zamkniętą i nie wszystkie numery możemy zagrać z powodów technicznych, albo jesteśmy o coś proszeni, to wtedy gramy coś starszego. Raczej niechętnie gramy te znane od lat numery. One są już strasznie Ja dzielę „życie” skeczu na cztery etapy. Na początku, jak się skecz pojawi i tekst nie jest jeszcze do końca dopracowany, wtedy jest czas na pomyłki czy zapominanie. Potem jest już taki, jaki powinien być, dopracowany. Później zaczynają się wrzutki, można sobie odejść od schematu. Aż w końcu przychodzi taki moment, gdy numery powtarzamy mechanicznie, jedziemy rutynowo i to generuje pomyłki. Siłą rzeczy skecz się pojawiła się pierwszy raz myśl, że chcecie stać na scenie i zabawiać ludzi?Marcin: Od zawsze byłem zafascynowany satyrykami, kabareciarzami, niesamowicie mi imponowali. Uwielbiałem ich oglądać. Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem w Opolu Marcina Dańca. Pojawił się człowiek, jak dla mnie, kompletnie znikąd. Wtedy był głównie Pietrzak i podobni do niego ludzie w kabarecie Pod Egidą. I nagle pojawia się ktoś zupełnie inny od nich, kompletnie szalony na scenie, inteligentny, dowcipny. To mi się bardzo spodobało. Pomyślałem sobie, że on to ma fajnie. Z drugiej strony czułem, że mam dar do rozbawiania ludzi. W towarzystwie, na studiach, jeszcze w liceum, zawsze byłem postrzegany jako człowiek, który coś śmiesznego powie, coś spuentuje. Czułem, że ludzie tego ode mnie oczekują. Później pojawiły się kabarety pakowskie, studenckie, przede wszystkim kabaret Potem. Zaczęła mi chodzić po głowie taka myśl: „Czy ja bym potrafił coś takiego zrobić?”. A tak naprawdę wypchnęli mnie do tego znajomi. Mówili: „Po prostu spróbuj”. Po takim jednym zdaniu pomyślałem sobie, że faktycznie może bym spróbował. I zacząłem pisać. Ale nigdy nie sądziłem, że to zajdzie aż tak gdyby nie kabaret?MARCIN: Zawsze ciągnęło mnie w stronę takich artystycznych rzeczy. Może bym pracował w radiu, ale tak naprawdę nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Po studiach licencjackich zacząłem pracować jako nauczyciel. Ale już wtedy zacząłem działać w kabarecie; studia były zaoczne, więc jakoś tam kombinowałem. Traktowałem pracę w szkole jako coś przejściowego. Niby fajnie się tam pracowało, ale chciałem czegoś nauczyciel musiałeś być zapewne strasznie poważny?MARCIN: Nieee. Uczyłem WF-u i miałem dość luźne podejście. Ale byłem wymagający i sprawiedliwy. Mało tego, zostałem dwa razy wybrany w szkole nauczycielem roku. Jako swój osobisty sukces nauczycielski uważam to, że miałem niemal stuprocentową frekwencję na lekcjach. Do dziś uważam, że wychowanie fizyczne to jeden z najważniejszych przedmiotów w szkole, tylko że dowiadujemy się o tym po kilku latach, czasami jest już za późno...To może powinieneś wziąć udział w akcji „Stop zwolnieniom z WF-u”?MARCIN: Oczywiście, chętnie, ale na razie nikt się do mnie nie zgłosił z taką propozycją. Bywa, że w Lublinie spotykam piękne młode kobiety, które zaczepiają mnie na ulicy i pytają: „Pamięta mnie pan?”. A jak już mówią „pan”, to mi się zapala lampka. Mówią, że je kiedyś uczyłem WF-u. I są z dzieckiem. Wtedy myślę sobie, że jestem już strasznie stary. Ale one wciąż mają świetną figurę, więc sądzę, że ten WF ze mną coś im dał.„Jak powstają wasze teksty?” –, że tak zacytuję Kazika Już szykuję „laczka” i „kopyto”. To dobre pytanie. Jest kilka różnych technik. Albo tekst powstaje od razu i się do niego dorabia całą resztę, albo najpierw powstaje jakiś gag lub postać. Koledzy mówią, że wymyślili coś, z czego może powstać jakiś skecz. Wtedy siadam i muszę coś dorobić. Nie ma reguły, procentowo to jest pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Teraz pracujemy nad nowym programem, mamy jakieś wstępne pomysły. I teraz ja muszę to napisać. Jak są już gotowe teksty, to próbujemy i zmieniamy. Po trzech miesiącach grania jakiegoś skeczu można powiedzieć, że jest w miarę wykrystalizowany. Znamy go, jest sprawdzony na żywej publiczności, wiemy już, czy działa, czy nie skecz pójdzie w świat, to ktoś jeszcze go weryfikuje?MARCIN: Tylko my. Robimy to na próbach, czasem tylko na czytanych, bez grania. Czytamy na role, bo jak piszę teksty, to już mniej więcej wiem, kto kogo będzie grał. A czasami piszę scenę na dwie–trzy osoby i dopiero w praniu wychodzi, kto zagra którą rolę. Często już na etapie prób czytanych, jak widzimy, że ten skecz nas bawi, to jesteśmy w stanie na dziewięćdziesiąt procent przewidzieć, czy będzie bawił osiągnięcie stanu „pełnej dojrzałości” skeczu trwa trzy miesiące?MARCIN: Tak. Ale zdarzało się czasami, że niektóre numery, które nas bawiły, uważaliśmy je za fajne, zagrane raz czy dwa przed publicznością, z różnych względów nie chwytały i nie zostawały w programie. Albo trochę zwalniały tempo występu, albo nie pasowały, albo inne numery były lepsze. Jednym z takich skeczy, który uważałem za dobry i fajnie się przy nim bawiliśmy, a jego żywotność okazała się bardzo mała, było On był przede wszystkim za Nie był taki My go przedłużaliśmy, skracaliśmy...MARCIN: Numer ostatecznie nie wszedł. Wprawdzie jest nas trzech grających na scenie, ale są jeszcze Artur Korgul i Emil Karwacki, którzy tego słuchają podczas trasy i zawsze coś podpowiedzą. Jeżeli większość się bawi podczas czytania, to jest najważniejsza KORGUL: Zawsze mamy też jakiś rozwojowy numer, który się wydłuża wraz z upływem czasu. Na premierze trwa osiem minut, a po roku Mieliśmy kiedyś premierę programu. Zmierzyliśmy czas – dwie godziny i pięć minut. Po kilku miesiącach wypadły dwa skecze, a program trwał dwie godziny i dwadzieścia KARWACKI:Wieczór kawalerski trwał na początku dziewięć minut, a teraz Ja się muszę przyjrzeć temu numerowi, bo nie mam pojęcia, co go tak jakiś maksymalny czas trwania skeczu czy programu?WALDEK: To zależy. Kiedyś graliśmy na firmowej imprezie. Pięćdziesiąt minut. I umieliśmy zapełnić ten czas dwoma czy trzema Jak skecz jest fajny i ma tempo, to niech sobie Czas jest ważny w programach puszczanych w Z telewizją to jest inna sprawa. Rozmawiamy przed nagraniem; wygląda to mniej więcej tak: – Panowie, macie numer?– Mamy.– Dobry?– Dobry.– Ile trwa?– Dwanaście minut.– Da się go zagrać w siedem?Po latach doświadczeń dotarło do mnie, że jeżeli program nie jest na żywo, to spokojnie można go zagrać w dwanaście. A jak jest na żywo, to też można zagrać go w dwanaście, tylko przed programem trzeba powiedzieć, że się to zrobi w Wtedy zawsze jest wzywany menadżer, żeby pogadał z chłopakami, czy nie dałoby się tego zrobić w osiem minut i dwadzieścia sekund. No więc gadam z chłopakami: „Da się zrobić w osiem minut i dwadzieścia sekund?”. Mówią, że oczywiście, da się. Ale potem, jak przychodzi co do czego...MARCIN: Zawsze w podobnych sytuacjach wyobrażam sobie taką scenkę z Leszkiem Możdżerem:– Panie Leszku, zagra pan nam coś w tym programie?– Tak, skomponowałem właśnie genialny utwór.– Wspaniale, a ile on trwa?– 6 minut.– Wspaniale, a nie da się go zagrać w 2 minuty?WALDEK: Kiedyś graliśmy w jakimś programie telewizyjnym. A tam jest sztywna ramówka. Po nas występował Moralny Niepokój. Mieliśmy coś skrócić, nie skróciliśmy i Moralny Niepokój się nie zmieścił. W połowie skeczu pojawiły się napisy końcowe. Strasznie głupio To nie była tylko nasza wina, przed nami też nikt nie skracał. Po tych wszystkich latach, z doświadczenia wiemy, że producentom telewizyjnym trzeba mówić dokładnie takie rzeczy, które oni chcą usłyszeć...A co wam sprawia największą satysfakcję?WALDEK: Największą satysfakcją jest śmiech publiczności i jak reaguje w momentach, w których się spodziewamy. Dobrze jeszcze jak sala jest Mnie największą satysfakcję, oczywiście oprócz tego, że publiczność się bawi i wszyscy mówią, że jest fajnie, sprawia mi to, jak jakiś kolega z innego kabaretu przyjdzie i powie z lekką zazdrością: „Kurde, ale fajny numer”.Często wam się to zdarza? Pochwały od kolegów z branży? Częściej chwalicie numery innych, czy bywacie chwaleni?WALDEK: Chyba jest po równo, każdy ma fajne kawałki. Najgorsze jest to, gdy chodzi nam po głowie jakiś numer (np. piosenka flamenco, którą zrobili ) i nagle się okazuje, że ktoś inny na niego wpadł i już go zrobił. Wtedy zachodzi sytuacja odwrotna, mówimy: „No cóż, trzeba to było zrobić wcześniej”. Może mieliśmy nawet fajniejszy pomysł, ale koś już to przed nami wyeksploatował. Bo jak się robi skecz na podobny temat, to potem ciężko uciec od porównań. Pamiętam, że Kabaret Moralnego Niepokoju zazdrościł nam Czerwonego Kapturka. To jest numer jakby stworzony dla Roberta Górskiego. Mikołaj Cieślak powiedział: „Kurczę, taki skecz! To było coś dla nas”.A jest jakiś skecz, którym ktoś was ubiegł?MARCIN: Nie przypominam sobie raczej takiego przypadku, żebyśmy mieli pomysł, a ktoś nas uprzedził o tydzień czy dwa i zrobił coś podobnego. Ale są numery, które oglądam i myślę, że dobrze bym się w nich czuł, albo się zastanawiam, jak by to zagrać. Jest kilka takich numerów. Jak graliśmy podczas ostatniej Kabaretowej Nocy Listopadowej, to występował tam też taki mało znany kabaret złożony z aktorów, nazywał się Kabaret na Koniec Świata. Oni mieli numer, który oglądałem z zazdrością. Kabaret 7 minut Po też ma świetne numery, które mi się podobają. Przejdźmy zatem do fundamentalnego pytania. Skąd nazwa?MARCIN: Jak powstawał kabaret, były próby i przymierzaliśmy się do pierwszego występu, to chcieliśmy rozwiesić jakieś plakaty z informacją o nim. Musieliśmy więc mieć nazwę. Obiecałem, że na próbę przyniosę kilka propozycji. Wziąłem słownik, zacząłem wypisywać co fajniejsze wyrazy z języka polskiego. Hasło „ani mru-mru” było jednym z pierwszych, jakie znalazłem. Przeczytałem to na próbie i wszystkim się spodobało. WALDEK: Te fajniejsze były już zajęte. Microsoft, Coca-Cola, Metallica, Nike. To byłyby dobre nazwy dla kabaretu, ale niestety, już funkcjonowały. MARCIN: No i też była Ten-ten też mogliśmy się nazywać? Który to był kabaret? No, ten, ten, no...Jak się pojawiliście z Michałem na rynku, to wnieśliście nową jakość. Łatwo was był opisać. „Jeden mówi, a drugi pokazuje”.MARCIN: Faktycznie, ten element ruchu Michała nas wyróżniał. Dlatego tak mnie zachwycił podczas pierwszej próby. Wiedziałem, że będzie z tego chleb. Próbowaliśmy to zmieniać, ale nie wyszło. Michał w każdym programie musi mieć coś, gdzie nic nie mówi, tylko pokazuje. Jak choćby Koń w naszym ostatnim programie. Ludzie go za to kochają i zawsze na to czekają. I jak nie ma takiego numeru, to zawsze są uwagi, że było za mało Michała. Są też opinie typu „ten grubszy jest mądry, a ten chudszy głupi”.MARCIN: To też próbowaliśmy zmienić. Ale ludzie nawet na to nie czekają, są już przyzwyczajeni. Tak samo, jakby w kabarecie Paranienormalni nagle Igor zaczął grać inteligentnego faceta. Ale ludzie kochają Michała w takiej roli. Kiedyś Andrzej Grabowski powiedział, że ludzie kochają głupszych od siebie. Ja z kolei jestem przeciwwagą, dokuczam mu na scenie. Czasem odwracaliśmy role, ale to nigdy nie wychodziło. Próbowaliśmy kilka razy. Kiedyś na Ryjku (Rybnicka Jesień Kabaretowa) zrobiliśmy skecz w ramach kategorii „Zajebiście”. Wymyśliliśmy coś takiego, że Michał jest profesorem, który się przygotowuje w domu do wykładu na temat słowa „zajebiście”. Michał chodził po scenie i mówił „zajebiście” w różnych kontekstach; „zajebiście ciepło”, „zajebiście daleko”. Tak naprawdę nie miał nic śmiesznego do pokazania w tym skeczu, wszystko wynikało z tekstu. On nie mógł w ogóle się rozwinąć. Widziałem, że ten skecz został odebrany tak, że czegoś jednak w nim brakuje. Jak ja bym zagrał, to byłoby czytelne i śmieszne, a u niego cały czas czekali na więcej. To był dla nas sygnał, że w skeczach, gdy nie ma wariactwa, głupoty totalnej, to ja muszę zagrać z Kołkiem. Musi to być numer oparty tylko na tekście, taki jak List do Pipy. Michał by w tym skeczu nie zaistniał. Czegoś by publiczności brakowało, a jak ja gram, to nie brakuje. Od razu oczekiwania się zmniejszają. A jak on wychodzi, publika od razu oczekuje, że będzie coś wygiętego, tak jak w numerze z Conchitą Wurst. Numer z dupy, nic w nim ciekawego nie ma, a on zrobił z tego takie coś, że pięć milionów osób obejrzało to w Internecie. Choć dodam nieskromnie, że z polskiego tekstu jestem bardzo poziom kabaretu się zmienił od czasu, kiedy zaczynaliście? Teraz, jak jest kabareton w telewizji, to potem można przeczytać komentarze, że kabarety się skończyły, że poziom jest Jeżeli my w Krakowie zapełniamy dwa razy salę na osiemset osób, mamy komplety w Oświęcimiu, w Łomży, gdziekolwiek gramy, to znaczy, że kabaret jednak da się oglądać. Ktoś przyszedł, zapłacił za bilet i obejrzał. Tyle było dyskusji na temat uzdrowienia polskiego kabaretu, że kiedyś był literacki, lepszy, a teraz jest zły. To jest takie zastępcze gadanie. Kabaret ma bawić ludzi. Różnych ludzi bawią różne rzeczy. Ja nie mogę powiedzieć, że programu „Rolnik szuka żony” nie da się oglądać, że to jest beznadziejny program. Skoro ktoś to ogląda, to znaczy, że da się to oglądać. Ostatnie, co by mi przyszło do głowy, to wpisanie na stronie TVN-u czy TVP, że tego lub innego programu nie da się oglądać. Jak się nie da oglądać, to nie się strasznie dużo kabaretu w telewizji. Każda stacja pokazuje kabaret, to jest takie trochę pójście na łatwiznę. Jak już nie mamy czego puścić, to dajmy kabaret. Ludzie na pewno obejrzą. I nie pokazują całych programów tych kabaretów, tylko jest miszmasz lub jakiś kabareton. Jeden fajniejszy, drugi gorszy. Obraz może być przez to zafałszowany. Ilość nie przechodzi w jakość. Przy okazji mam apel: niech ludzie nie oglądają tyle telewizji, tylko kupią bilet i przyjdą na występ. Będą mieli swoje Obraz polskiego kabaretu jest spaczony przez to, że ludzie oglądają go tylko w telewizji. Często nam się zdarza taka sytuacja, że ktoś podchodzi do nas na ulicy i pyta, kiedy pokażemy coś nowego, jakieś nowe skecze. „A kiedy pani była ostatnio na naszym występie?” – pytam. „Nigdy”. Jak ktoś ogląda tylko TVP Rozrywka i do tego Internet, to ogląda nasze numery sprzed wielu lat, z 2005 czy 2007 czegoś wam brakuje w telewizji?MARCIN: Brakuje mi na pewno tego, i walczymy o to z telewizją od kilku lat, że nie można obejrzeć całego programu kabaretowego. Osobną kwestią jest to, czy my go chcemy sprzedać od razu, w całości. Ale w telewizji utarło się tak, że to ma być taka składanka: ten kabaret, tamten kabaret, ten kabaret, piosenka, skecz, zapowiedź, kabaret, zapowiedź, Niestety, w telewizji rządzą cyferki. I ponieważ każdy lubi co innego, to daje się trochę Ani Mru-Mru, trochę Kabaretu Moralnego Niepokoju i trochę Bałtroczyka. Każdy znajdzie coś dla siebie, a telewizji skoczą słupki To jest trochę podobne do tego, jak kupujesz płytę zespołu, a potem idziesz na jego koncert. Wtedy widzisz inne aranżacje, inne wykonania, dostajesz coś nowego. Dlatego też warto zobaczyć kabarety na żywo. A w telewizji często ważne momenty występu nie są przez widza zauważone, bo akurat wtedy realizator pokazuje publiczność albo coś innego, nieistotnego. Kamera nie jest w stanie objąć nie wkurza was, jak w telewizji w czasie waszych występów na scenie dzieje się coś ważnego, a realizator w tym momencie pokazuje cieszących się widzów?WALDEK: Od zawsze z tym walczymy. Są różni realizatorzy. Są tacy, z którymi da się coś ustalić. Ale wiele razy jest tak, że te uzgodnienia lądują w koszu. Bo dla telewizji ważniejsze jest, żeby pokazać, jaką świetną imprezę zorganizowała. Kabaret na scenie to drugorzędna rzecz. Ważne jest, że na widowni bawi się dwa tysiące osób, machając misiami do tysiące się bawi, a kilka milionów przed telewizorem zgrzyta mają taki skecz, w którym puenta wyjaśnia wszystko. Bez puenty to jest skecz o niczym, w ogóle nie jest śmieszny. Widziałem taką realizację, gdzie widać było publiczność, a nie puentę ich I wtedy pokazują wyraźnie, że stacja robi tak dobre programy, że siedzi dwa i pół tysiąca ludzi i świetnie się Ale gdyby realizator przyłożył się na próbach i dokładnie obejrzał te skecze, to by potem wiedział, jak to Często jest tak, że w określonych sektorach sadza się ładne osoby, żeby potem można było je pokazywać. Kiedyś we Wrocławiu miał przyjść na nasz występ Grzegorz Schetyna. Dla nas to jest zmora. Bo wtedy nie my jesteśmy Mamy też skecz, który najlepiej wygląda pokazany z jednego ujęcia kamery. Wszelkie zmiany kamer, ten cały „teledysk” są niepotrzebne, a wręcz niewskazane. I zawsze mówimy, uprzedzamy, że tak powinno się to pokazać. Gdzie tam! Przecież kabareciarze nie będą uczyć realizatorów ich jeszcze tremę? MARCIN: Trzeba nas zobaczyć przed premierą jakiegoś programu. Po piętnastu latach występów na scenie, jak mamy zagrać nowy program, to jest tragedia. Jest trema, bo jest niepewność. Stres jest wtedy potężny, więc trema również. Po roku grania programu jesteśmy pewni, co się spodoba, gdzie się podoba, jak to wygląda. Oczywiście, każdy występ jest inny, zawsze może się coś wydarzyć, ludzie mogą się gorzej bawić. Jest też stres przed dużymi wydarzeniami, premierą w telewizji, gdy musimy coś zaśpiewać albo zagrać na żywo i mamy świadomość, że nie możemy się pomylić czy zapomnieć Podczas trasy, gdy piątego dnia gramy po raz dziesiąty to samo, to już jest pewna mechaniczność. Wtedy bardziej można się martwić nie o nas, ale o jakieś sprawy techniczne. Ale na takim Ryjku, gdy się gra absolutne premiery albo rzeczy, które zostały wymyślone dwie godziny wcześniej, to jest dla mnie taki stres, że ja po każdym festiwalu starzeję się o pięć Zwłaszcza że tam jest nie tylko publiczność, ale także kabareciarze. I siedzą w pierwszych rzędach. Wtedy nie da się nikogo się wam zapomnieć tekst?WALDEK: Zdarza się. Czasem ktoś z publiczności wytrąci z równowagi i już się robi czarna dziura. Albo po dłuższej przerwie w Gdybyśmy byli początkującym kabaretem, to gdyby któryś z nas zapomniał skeczu, dwóch pozostałych zrobiłoby wszystko, żeby go uratować. A my, po piętnastu latach grania na scenie, gdy widzimy kolegę, jak stoi – umownie – nad takim wielkim dołem z szambem, to nas tak bawi, że po prostu trzeba podejść i go tam pchnąć. Zrobimy wszystko, żeby go to jest dobra strona waszego zawodu. A przy okazji kolejny sposób na rozbawienie Po to są suflerzy w teatrze, żeby się sztuka nie wypierdzieliła po tym, jak aktor zapomni tekst. WALDEK: Zawodowcy też miewają problemy. Trafi człowiek na dziurę i nie może ruszyć z miejsca. U nas suflerów nie ma, pomóc mogą tylko koledzy. Ale z bliżej mi nieznanych powodów nie Gdybym dostawał dodatkowe pieniądze za bycie suflerem kabaretowym, to bym pomagał. Za darmo nie kocha się wszystkie swoje dzieci, ale macie pewnie jakieś pociechy, które za bardzo weszły wam na głowę. Nabawiliście się ponoć alergii na Trochę tak. Może nawet nie o to chodzi, że go mniej lubię, ale nigdy nie potrafiłem zrozumieć fenomenu tego skeczu. Dla mnie to jest po prostu słaby skecz. Tak to oceniam z perspektywy kilkunastu lat. Jakbym teraz zobaczył ten skecz zrobiony przez jakiś początkujący kabaret, a ja byłbym jurorem na Pace, to bym pomyślał: „Wielki mi skecz, facet się w rajstopy przebrał”. Ale ten skecz zdobył niesamowitą popularność i publiczność do dziś na występach krzyczy: „Tofik”. Musiało to strasznie zapaść ludziom w pamięć. Kocha się to dziecko trudną miłością, ale się kocha. Graliśmy trasę dziesięciolecia i ludzie zagłosowali w Internecie, że Tofik ma być. Zagraliśmy go w sumie ze dwa razy po tych dziesięciu latach i powiedzieliśmy sobie, że to nie ma sensu. W tym skeczu nie ma niczego zaskakującego. Ludzie znają go od A do Z, niczego nie można w nim zmienić, żeby stał się atrakcyjniejszy. No ale jest to kawał naszej historii i dzięki niemu staliśmy się popularni. Według reguły: „Ja mówię, Michał pokazuje”. (śmiech)A czy wśród tych starych skeczy jest jakiś, do którego byś wrócił?MARCIN: Na przykład Emeryt. On jest tak fajnie zagrany na pauzach. Stwarza jakieś pole do popisu, można w nim sporo rzeczy pozmieniać. Taki wdzięczny skecz, nie za dużo tekstu, sporo absurdu. Może jeszcze Wędkarze. Na pewno nie chciałbym wracać do tych skeczy, które są zrobione od A do Z, tak, że nic już się w nich nie da zmienić. Takim skeczem jest na przykład Chińska restauracja. Kiedyś graliśmy taki numer, w którym porozumiewaliśmy się tylko za pomocą litery „E”. I cały skecz tak zagraliśmy, cała historia została opowiedziana. Do niego można by wrócić i jakoś go reanimować. Ten skecz zna mało ludzi i gdyby był fajny pomysł na umieszczenie go w jakimś programie, to czemu nie. Tak więc wróciłbym do tych mniej znanych Litza skomentował kiedykolwiek skecz o Arce Noego?MARCIN: Ja musiałem dostać pozwolenie na ten skecz. Jak go zrobiliśmy i numer zaczął hulać, Litza sam się odezwał jako autor muzyki. Zresztą nigdy tego nie ukrywaliśmy, zawsze mówiliśmy, że to on jest autorem muzyki. Sam Litza powiedział, że skecz jest super, spodobał mu się. Zresztą my tam nie darliśmy łacha z Arki Noego. Potem spotkaliśmy się w ZAiKS-ie, żeby podpisać papiery, a on mówi: „Postanowiłem cały ZAiKS z tego numeru przeznaczyć na szczytny cel, charytatywny. I co wy na to?”. Zapytał mnie, bo byłem autorem tekstu, czy ja też nie oddałbym swojej działki na szczytny cel. Postawił mnie w takiej dziwnej sytuacji, siedzimy w tym ZAiKS-ie, obok koledzy z kabaretu. Ale Litza zawsze był dla mnie kimś, byłem fanem Kazika Na Żywo. Sam fakt, że mogłem go poznać, wiele dla mnie znaczył. No więc się zgodziłem, bo z tego kawałka i tak nie byłoby jakichś wielkich pieniędzy. A on wtedy mówi, że bardzo się cieszy, bo to na jego nową gitarę. Od razu poczułem, że to swój człowiek. Ale ostatecznie nie przekazałem kwoty na ten cel. Pewnie jak mu się zepsuje gitara, to się mieliście mistrzów?MARCIN: Było parę grup czy osób, które zrobiły na mnie wrażenie. Na pewno Zenon Laskowik z Bohdanem Smoleniem – to było moje pierwsze świadome słuchanie kabaretu. Aczkolwiek części tekstów nie rozumiałem. To było ponagrywane na kasetach magnetofonowych, gdzieś tam dalej przegrane. Dla mnie to było nieprawdopodobne, że co drugi czy trzeci wyraz ludzie wybuchali śmiechem i bili brawa. Z tego powodu jeden skecz rozrastał się niemal do godziny. Na pewno też kabaret Potem, który otworzył mi oczy na inny rodzaj tej literacki?MARCIN: Może literacki to za duże słowo, jeśli mówimy o Potem. To był kabaret w lekkich oparach absurdu. Zanim powstał Potem, kabaret był mocno osadzony w realiach życia, często zahaczał o politykę, jak między innymi kabaret Pod Egidą. Kabaret Dudek był z kolei bardziej kabaretem sensu stricto – niewielka knajpka, w której rozgrywały się małe scenki, ale tam też było dużo odniesień do polityki. Taki był właśnie wtedy kabaret. A jak się pojawił Potem, to się okazało, że można robić kabaret zupełnie niepolityczny, przeznaczony dla innych ludzi, szukających absurdalnego poczucia humoru. To był kabaret świetny aktorsko. Potem zacząłem oglądać kabarety pakowskie, duże wrażenie zrobił na mnie kabaret Jurki, który miał tę swoją „formę sierocą”.Wchodzili na scenę, trzymając się za rączki i kłaniali się po brawach. Wyróżniali się Potem zacząłem się coraz bardziej interesować kabaretem i podpatrywałem coraz więcej artystów. Podziwiałem coraz więcej ludzi i ta różnorodność spowodowała, że wypadkową tego wszystkiego stał się kabaret Ani Mru-Mru. Od każdego starałem się coś zaczerpnąć. Podobały mi się teksty kabaretu Potem, więc próbowałem pisać jak Władysław Sikora. Później, jak już powstał Ani Mru-Mru, to staraliśmy się wprowadzać swoje nieco wariackie poczucie humoru. Okazało się, że na scenie było jeszcze miejsce na coś takiego i do tej pory Kabaret Potem pokazał nam, że można robić na scenie rzeczy, które są oderwane od aktualności, od obecnych czasów. Mieliśmy swoich idoli, ale nie chcieliśmy się na nikim wzorować czy powielać czyichś pomysłów, tylko robić coś swojego. Dlatego nigdy nie posiłkujemy się cudzymi tekstami ani pomysłami. A ludzie cały czas coś do nas wzorce z zagranicy?MARCIN: Jak się teraz nad tym zastanawiam, to chyba żadnych nie miałem. O ile podobał mi się Monty Python i różnego rodzaju brytyjskie komedie, to mnie jednak zawsze napędzała wewnętrzna potrzeba robienia kabaretu. Ja zawsze doceniałem zabawę słowem, a ponieważ nie miałem dostępu do angielskich komików czy amerykańskich stand-uperów, to moją wizję kabaretu ukształtowało raczej polskie podwórko. A nie Monty Python?MARCIN: Nigdy nie uważałem, że ta grupa miała świetne teksty. Ich humor polegał na czymś zupełnie innym. Dlatego wzorce zagraniczne nie robiły na mnie zwykli ludzie, że tak powiem „cywile”, przysyłają wam swoje teksty? Czytacie je?MARCIN: Ja czytam, bo głównie do mnie je przysyłają. Do tej pory, czyli przez piętnaście lat, nie zdarzyło mi się czymś na tyle zainteresować, żebym choćby podjął próbę kontaktu. Często czytam: „Jak chcecie, to możecie to sobie wziąć”. Albo: „Jak się coś mojego spodoba, to się dogadamy finansowo”. Ale na razie się nie też propozycje od różnych artystów kabaretowych, i to nawet bardzo uznanych. To był prosty przekaz: „Ja potrzebuję pieniędzy, wy potrzebujecie dobrych tekstów”. Zdarzyło się tak dwa razy, ale też nie skorzystaliśmy. Nie spodobały nam się te teksty. Ta naturalność i humor, który wypływa z nas samych, jest dla nas największą wartością, którą mamy w Ani Mru-Mru. Niedobrze byśmy się czuli, wykorzystując cudze teksty. Ale zdarzyło nam się, że zagraliśmy skecze innych autorów. Gdy się spotykamy przy okazji jakichś imprez kabaretowych, to możemy się powymieniać skeczami i że ludzie podsyłają wam swoje teksty. A na żywo? Chcą być zabawni na siłę? Jak was wiezie taksówkarz, to stara się opowiadać dowcipy?WSZYSCY: Trafiłeś w sedno!WALDEK: Tylko dzięki temu znamy wszystkie Ludzie chcą nam opowiadać dowcipy. To jest nagminne. Wydaje im się chyba, że my żyjemy w jakiejś zamkniętej puszce i w ogóle nie słyszymy dowcipów, mimo że regularnie spotykamy się ze stu pięćdziesięcioma osobami zawodowo zajmującymi się żartowaniem w tym kraju. Mamy stały kontakt i wszystkie dowcipy znamy zaraz po tym, jak zostaną wymyślone. Albo przynajmniej większość. Ludzie chcą zabłysnąć przed nami. Chcą pokazać, że też mają poczucie humoru. I ciągle słyszymy: „A znacie to?”, „A znacie ten kawał?”. Taksówkarze są bardzo wdzięczni w tym kiedyś z Michałem taksówką w Lublinie. Wsiedliśmy do taksówki, jedziemy i taksówkarz mówi, że zna świetny żart, pasujący akurat do naszego kabaretu. A to dla nas jest zawsze sygnałem ostrzegawczym. Bo domyślam się, że jak ktoś nas widzi, to od razu chce nam opowiedzieć dowcip z podziałem na role. No i ten taksówkarz opowiada kawał. Zacytuję go dosłownie: „Leżą dwa chuje na plaży i jeden mówi do drugiego: «Wiesz, pójdę już, bo mi skóra schodzi»”. Oczywiście, od razu potem dodał: „Jak chcecie, to możecie to wykorzystać”.MICHAŁ: Prowadził samochód, opowiedział ten kawał, odwrócił się, przedziwnie się zaśmiał, bardziej zaskrzeczał, po czym powiedział: „Dobre, nie?! Możecie to wykorzystać!”.MARCIN: Ja uważam, że ten kawał nie jest zły. On jest dobry, tylko nie na scenę. Nie do naszego kabaretu. MICHAŁ: Musielibyśmy się przebrać. MARCIN: Albo rozebrać. Ja uwielbiam dowcipy. Ale nigdy nie wiem, co mnie czeka. Przychodzi koleś, mówi: „Opowiem ci dowcip”. Opowiada, a ja go słyszałem kilka tysięcy razy. Ale pamiętam, jak kiedyś byliśmy w Olsztynie i wyszliśmy wieczorem do baru. Była tam jakaś impreza lekarzy. Spotkaliśmy się przy barze i jeden gość opowiedział trzy dowcipy, naprawdę zajebiście śmieszne, których wcześniej nie znałem. I przez najbliższe pół roku sprzedawałem je znajomym i byłem królem każdej imprezy. Nigdy nie jest tak, że od razu się bronimy i nie chcemy usłyszeć dowcipu. Ale większość kawałów znamy i czasem, chcąc opowiadającemu zrobić przyjemność, udajemy, że się śmiejemy, że słyszeliśmy to pierwszy raz. Ale w większości przypadków od razu mówimy, że też teksty dla innych kabaretów?MARCIN: Hmmm. Zastanawiam się, czy zostały wykorzystane. Ale raczej nie. Nigdy nie zdarzyło się tak, że napisałem komuś tekst i on ten tekst zagrał. Ale zdarza mi się poprawiać czyjeś teksty. Jakiś początkujący albo znajomy kabaret mówi mi, że gdzieś utknął, albo nie może znaleźć puenty i prosi, żebym coś dorzucił. Kiedyś poprawiałem fajny numer kabaretu Ramol. Napisali numer o lekarzu, udało mi się tam coś jeszcze wcisnąć. Kabaret chyba nie przetrwał próby czasu, szkoda, bo miał fajne teksty. Skecz zaczynał się tym, że przychodzi człowiek do lekarza i pyta: „Czy ma pan coś przeciwko hemoroidom?”. A lekarz na to: „Nie, osobiście nie. Jak pan ma, to już niech pan sobie ma”. Ale nigdy nie pisałem na zamówienie. Zdarzało mi się tylko coś pierwszy raz dostaliście się na Pakę, to było coś? To był najważniejszy festiwal dla początkującego Nasza droga zaczynała się od festiwali kabaretowych. Mieliśmy program, usiłowaliśmy się dostać na najważniejsze festiwale. Ale na początku wysyłaliśmy je na kasetach VHS. Tak było z festiwalami Mulatka i Wyjście z Pierwszy raz mieliśmy jechać w 2000 roku, ale to było chyba dla nas za wcześnie. Premierę mieliśmy w grudniu 1999, zaraz potem już była Paka, ale ja wtedy wyjechałem na narty. W sumie to chyba dobrze się stało, bo wówczas musielibyśmy wystąpić w starym składzie. W 2001 roku pojechaliśmy w nowym składzie, to było już po festiwalu Wyjście z cienia w Gdańsku, na którym dostaliśmy nagrody, a publiczność nas dobrze przyjęła. W 2001 przebrnęliśmy eliminacje i jechaliśmy ze świadomością – może od razu nie wygramy, ale nie damy ciała. Zdobyliśmy drugie miejsce, byliśmy strasznie zadowoleni. Zobaczyliśmy Rotundę, to wszystko dookoła, pogadaliśmy z jury, to było dla nas mocne przeżycie. MICHAŁ: Dla nas było bardzo fajne to, że na tych festiwalach mogliśmy spotkać kabarety, które już znaliśmy i ceniliśmy, jak Potem z Aśką Kołaczkowską i Darkiem Kamysem, czy Jurki z Wojtkiem Kamińskim. To byli ludzie, którzy wiele dla nas znaczyli i samo to, że ich poznaliśmy, już było dla nas wyróżnieniem. A potem, jak przyszli po występie i pochwalili, to był dowód na to, że droga, którą obraliśmy, jest właściwa. Jak zdobyliśmy Grand Prix w 2003, to poczuliśmy, że dołączyliśmy do elity. Byliśmy inaczej To było potwierdzenie, że zmierzamy w dobrą pierwsza najprzyjemniejsza, pierwsza znacząca recenzja albo ocena kogoś z branży?MICHAŁ: To było w Gdańsku, w Teatrze Wybrzeże. Podszedł Staszek Tym po naszym występie, na którym występowaliśmy razem z Mumio i właśnie z Tymem. Przyszedł, pogratulował i powiedział: „Witam na pokładzie”. To było dla mnie naprawdę WOW!WALDEK: Pamiętam taką rozmowę po którymś występie na Pace. Siedziało jury, między innymi Michał Ogórek, Stanisław Tym, Henryk Sawka i inni. Jury się trochę mądrzyło, miało jakieś uwagi, a Jacek Fedorowicz powiedział do oceniających kolegów: „Mnie się wszystko bardzo podobało, czepiacie się”. Pomyślałem, że jak Fedorowicz nas docenił, to jest naprawdę Ja pamiętam nie tyle recenzję, co zdarzenie, które mi uświadomiło, że idziemy dobrą drogą. Po debiucie na Pace, na której zdobyliśmy drugie miejsce, pojechaliśmy po raz pierwszy na Mazurską Noc Kabaretową. I tam, podczas ogniska, na którym się bawiliśmy, przyjechał Kabaret Moralnego Niepokoju, którego wcześniej nigdy nie spotkaliśmy. Piliśmy wódkę przy ognisku, przyszedł – wtedy jeszcze dla mnie pan – Robert Górski i w krótkich żołnierskich słowach zapytał, co pijemy. „Wódkę!” A on pyta, „czy szię mosze z nami napiś”, co dla mnie było większym wyróżnieniem, niż to co powiedział Jacek Fedorowicz. I jak już wypiliśmy trochę tej wódki...WALDEK: ...tak nie przestaliśmy do Nie przestaliśmy do dziś, ale wtedy, po którejś butelce tej wódki, powiedział: „Urrrwa, nie widziałem was na żywo, ale już mnie wkurwiacie”. Trochę nagród nazbieraliście. Które są dla was najważniejsze?MARCIN: Wtedy, kiedy zaczynaliśmy, najbardziej prestiżowe było oczywiście Grand Prix na Pace. Tej nagrody nie przyznawano na każdej Pace, nagradzano nią tylko naprawdę wybitne programy. Jury pakowskie dba o to do dziś; wiem, bo też w nim zasiadam. Kiedyś wygranie Paki to było coś w tym środowisku, prestiż, po tym przychodziły występy w telewizji. Wtedy jeszcze nie było Internetu. Teraz każdy może nagrać film, wrzucić go do sieci i stać się gwiazdą bez pomocy Paki. Obecnie festiwali nie traktuje się już jako okazji do zdobycia ważnej nagrody, czy trampoliny do Teraz kabaretom bardziej zależy na prestiżu, niż na nagrodach. W telewizji można się pokazać bez wcześniejszego udziału w W ostatnich kilku latach najważniejszy jest Ryjek. Prestiżowa nagroda, bo to jest świadome ściganie się ze wszystkimi, którzy też chcą się ścigać. Jak ktoś już się zgłasza na Ryjek, to nie wypada mu dać ciała. MICHAŁ: Koledzy obserwują, nie ma Nie da się zrobić nic pod Jest wprawdzie nagroda publiczności, ale to nie ona jest najważniejsza. To jest specyficzny festiwal. Udało nam się go dwa razy wygrać, i to tak, że pozamiataliśmy kompletnie. Zgarnęliśmy prawie wszystkie nagrody w 2010 i 2013. A na dokładkę w 2013 wygrałem One Ryj Ale jak zajęliśmy piąte miejsce, to też nie było Ale nie czuliśmy się dobrze, to było tak, jakbyśmy zawalili ważny mecz. Jak się startowało na Pace i zdobyło się tylko nagrodę publiczności, to można było sobie powiedzieć: „Chrzanić jurorów, nagroda publiczności jest najważniejsza”. Na Ryjku jest inaczej. Tutaj nagroda publiczności może być co najwyżej na otarcie łez, jest mniej istotna, to nagroda dla tych, którzy zagrali wyraźnie pod Zdobyliśmy dwa albo trzy razy Grand Prix w Lidzbarku Trzy razy Złotą Szpilę – jako Wydaje mi się, że tej trzeciej nie, że ktoś nas wydymał. Andrus ponoć wyszedł z obrad jury, Fedorowicz powiedział, że się pod tym nie podpisze. Wtedy wygrał kabaret Widelec. To dowód na to, że na scenie kabaretowej też czasami rządzą układy. Pamiętam, jak przed ogłoszeniem werdyktu przyszedł Gajda i powiedział, że wsadzi nam tę Szpilę w dupę. A okazało się, że nie wygraliśmy ani my, ani Łowcy. Tylko Widelec. Mina Gajdy była nastąpiło sprawdzenie faktów i okazało się, że rzeczywiście Złotą Szpilę kabaret Ani Mru-Mru zdobył dwa te nagrody z „innej bajki”: Telekamery, TOPtrendy? Takie, po których zdobyciu trzeba się pokazać ze statuetką na ściance?ARTUR: Kiedy dostaliśmy pierwszą Telekamerę [w 2007 roku – przyp. red.], to nie byliśmy na ściance, tylko na piasku. Byliśmy wtedy w Pierwszą dostaliśmy w kategorii „Kabaret”, a drugą chyba za współpracę z TVP [w 2011 roku, nagroda specjalna TVP2 – przyp. red.] albo krzewienie Kiedy dostaliśmy tę pierwszą, to leżeliśmy na plaży, mieliśmy włączone telefony i odbieraliśmy gratulacje, a obok nas biegały setki Zaprosili nas wtedy na Woronicza, żeby nagrać zapowiedź. Nagraliśmy i spytaliśmy, co będzie, jak wygramy, bo nas wtedy nie będzie w Polsce. I od razu dograliśmy podziękowania na wypadek A Telekamerę odbierał nasz wydawca Krzysztof W sumie to nigdy nie wiem, czy tych głosów ktoś za kogoś nie oddaje. I te kategorie, dziwnie mnożone byty. Osobno prezenter pogody, osobno prezenter sportu, prezenter informacji. Brakuje tylko kategorii „Pan od Lotto”.Kiedy wygraliście po raz pierwszy, to była chyba jedyna edycja Telekamer, w której była kategoria „Kabaret”.ARTUR: Wygraliśmy z wielką przewagą. Najpierw byliśmy my, potem przepaść, na drugim miejscu Moralny Niepokój, a za nim znowu przepaść. Wtedy chyba głosowali wyłącznie czytelnicy „Tele Tygodnia” za pomocą kuponów, nie było innego głosowania. Pamiętam, bo wtedy kupiłem dwieście tysięcy egzemplarzy i cała rodzina wypełniała te Wykupił nakład „Tele Tygodnia” z całego regionu i jeden egzemplarz „Twojego Weekendu”.MICHAŁ: I do dzisiaj Artur nie kupuje papieru Ale to nie jest tak, że my olewamy takie nagrody i one nas kompletnie nie interesują. Fajnie jest dostać taką statuetkę, ale to nie jest dla nas cel sam w sobie. Ale dla sporej części aktorów i dziennikarzy akurat Ostatnio pomyślałem, że skoro taki program jak Rolnik szuka żony dostaje Telekamerę, to może czas oddać swoją. Zadzwoniłem nawet do kogoś z telewizji i wtedy dowiedziałem się, że finał Rolnika oglądało ponad pięć milionów osób. To było niezrozumiałe nawet dla ludzi z Dla nas nagrodą jest zawsze pełna sala trzeźwych Pełna sala i wolny stolik w rogu, żeby można było coś Co z tego, że będziesz miał na półce tysiąc nagród? I co, będziesz z nimi siedział w domu?MICHAŁ: Popularne:#hrabi#kmn#andrus#nowakiStrona główna>KABARETY>Kabaret Ani Mru-Mru>TofikkthDodano: 2010-04-18świetnesłabedo ulubionych [?]Wybranie tej opcji spowoduje dodanie skeczu do grupy Twoich ulubionych skeczów, dostępnych w Twoim niedziałający skecz35512 wyświetleń (szczegóły)36|1Fajne? Tagi:Kabaret Ani Mru-Mru#TofikKomentarzedodajesz komentarz jako gość NajnowszeRoast Pudziana...Roast Pudziana...Roast Pudziana...Roast Pudziana...Więcej >>rozwińzwińPodobne skeczerozwińzwińLista NOSNotowanie 801 [?]Lista "NOS" (czyli Najczęściej Oglądane Skecze) aktualizowana jest w każdy czwartek. O miejscu na liście decyduje suma wyświetleń danego skeczu w 7 dniach poprzedzających ciążowa (Dzięki Bogu już weekend)2Hrabia 2 (Ryjek 25) {wpadka}3Lewandowski4Stand-up o papieżu (Tylko dla dorosłych) 5Akademia Pana Koksa (Strzał w 10)6Hotel Wieczny odpoczynek i premier7Psy 5 - byle nie w domu8Morawiecki i walka o chleb9Pandemia10Rozmowa z Toi-toi MenemZobacz całą listę >>rozwińzwińNajnowsze komentarzerozwińzwińTa strona używa COOKIE. Przeczytaj czym są i w jakim celu (Polityka plików cookies). Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na ich używanie. Informacje uzupełnij daneRok założenia:1999 (23 lat)Skład obecny:Marcin Wójcik, Michał Wójcik, Waldemar Wilkołek Występowali także:Joanna Kolibska, Grzegorz Tatara, Maciej Wojnarowski, Janusz BronkiewiczStatystykiPopularność:59%[?]Popularność to wskażnik pokazujący procentową liczbę odsłon kabaretu w odniesieniu do odsłon najpopularniejszego kabaretu (o najwyższej liczbie wyświetleń).NA CZASIE 🔥Skecze, filmy, wywiady + dodaj skeczRodzaj: Zawęź: [?]Wpisz fragment tytułu i kliknij ENTER - wyświetlą się materiały zawierające w tytule podany tekst. Aby przywrócić całą listę usuń wpisany tekst i kliknij więcej 109 Kategoria: Śmieszne Komentarze: 10 Wyświetleń: 134722 Adaś to taki skromny człowiek :D Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 10 | Wyświetleń: 134722 74 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 9 Wyświetleń: 296054 258 Kategoria: Śmieszne Komentarze: 1 Wyświetleń: 158325 Szok, panika i niedowierzanie. A wszystko to za sprawą pewnego portalu społecznościowego, któr... Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 1 | Wyświetleń: 158325 65 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 118425 2 Kategoria: Śmieszne Komentarze: 0 Wyświetleń: 204326 Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 204326 5 Ani Mru Mru - „Policyny twister" Dodany godz. 09:48 przez drinkitv Nasi policjanci wysłali swojego najlepszego pracownika na szkolenie do Stanów Zjednoczonych. Czy uda mu się wdrożyć nowoczesne ... Kategoria: Śmieszne Komentarze: 0 Wyświetleń: 68236 Nasi policjanci wysłali swojego najlepszego pracownika na szkolenie do Stanów Zjednoczonych. C... Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 68236 0 Kategoria: Śmieszne Komentarze: 0 Wyświetleń: 254612 Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 254612 3 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 11140 0 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 98719 88 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 9 Wyświetleń: 239853 32 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 146256 4 Kategoria: Śmieszne Komentarze: 0 Wyświetleń: 158025 Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 158025 75 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 5 Wyświetleń: 126072 1 Kategoria: Śmieszne Komentarze: 0 Wyświetleń: 229035 Git :D Kategoria: Śmieszne | Komentarze: 0 | Wyświetleń: 229035 80 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 275882 28 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 190743 0 Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 148645 57 Ani mru mru - Ostatnia noc Dodany godz. 12:12 przez drumeros Romantyczna komedia, owocowe drinki zamiast mocnych alkoholi, fikuśne prezenty i zadania specjalne dla pana młodego... Oto, jak... Kategoria: Kabarety i skecze Komentarze: 0 Wyświetleń: 94213 Romantyczna komedia, owocowe drinki zamiast mocnych alkoholi, fikuśne prezenty i zadania specj... Bieżące Maxiory Występuje także w Nie mamy jeszcze żadnego albumu z tym utworem. Wyświetl wszystkie albumy dla tego wykonawcy Występuje także w Nie mamy jeszcze żadnego albumu z tym utworem. Wyświetl wszystkie albumy dla tego wykonawcy Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz Zewnętrzne linki Apple Music Nie chcesz oglądać reklam? Ulepsz teraz Shoutbox Javascript jest wymagany do wyświetlania wiadomości na tej stronie. Przejdź prosto do strony wiadomości O tym wykonwacy Obrazy wykonawcy Kabaret Ani Mru-Mru 1 231 słuchaczy Powiązane tagi funnycomedyparody Czy znasz jakieś podstawowe informacje o tym wykonawcy? Rozpocznij wiki Wyświetl pełny profil wykonawcy Podobni wykonawcy Kabaret Moralnego Niepokoju 3 143 słuchaczy Kabaret LIMO 2 392 słuchaczy Kabaret Neo-Nówka 752 słuchaczy Kabaret Młodych Panów 968 słuchaczy Paranienormalni 967 słuchaczy Ani mru mru 1 916 słuchaczy Wyświetl wszystkich podobnych wykonawców

ani mru mru tofik tekst